Hej ;)
dzisiaj mam dla Was małą recenzję Lip Tint od Quiz :)
Mam w swojej kolekcji kilka Tint'ów i coś mi się zdaję, że z tym od Quiz zaprzyjaźnię się na dłużej :))
Na stronie producenta możemy przeczytać:
"Lip Tint Permanent Gloss" zachwyca kompozycją 6 głębokich kolorów oraz długotrwałym
efektem.
Dedykowany jest specjalnie dla nowoczesnych kobiet, które pragną perfekcyjnego i trwałego
makijażu ust. Sekretem działania innowacyjnej formuły jest " Long lasting" który sprawia
że kolor trzyma się niezwykle długo od momentu aplikacji wprost "wtapia"
się w usta dając im nawilżenie oraz piękny kolor, który trwa i trwa.
Lekka formuła na bazie wody gwarantuje też całkowicie nowy satynowy efekt"
Muszę Wam szczerze powiedzieć, że się pod tym podpisuję. Używając tego typu produktów oczekuję głównie trwałości. I ten produkt mi to daje. Testowanie było przyjemne ponieważ użyłam go idąc na imprezę ;-) Gdy wróciłam nad ranem do domu kolor był taki sam jak po nałożeniu. Podczas imprezy pociągnęłam kilka razy usta innym, jaśniejszym i bardziej płynnym błyszczykiem myślałam, że to naruszy kolor, że będzie się szybciej wycierał z ust, ale tak się nie stało.
Zalety produktu:
- Zniewalający, intensywny i smakowity zapach malin <3
- rewelacyjna trwałość
- wygodna aplikacja
- usta wyglądają po nim jak pokolorowane flamastrem, ponieważ kolor wtapia się w usta :)
- moim zdaniem bardzo fajne, estetyczne opakowanie
Wady:
- wrażenie suchych ust- ja w przypadku błyszczyków tego typu zawsze mam ten problem, ale w przypadku tego bez problemu mogę na niego nałożyć inny błyszczyk lub pomadkę ochronną bez obaw, że zginie mi kolor ;) uuufff ;)
- trzeba być perfekcyjnym przy nakładaniu, bo ciężko o poprawki gdy kolor przyczepi się do ust :) ale cóż.... nie ma ryzyka, nie ma zabawy :))))
Jeśli spodobał Wam się ten produkt, zajrzyjcie do sklepu internetowego Quiz :) zobaczycie tam całą gamę kolorystyczną i obecnie możecie kupić Tinty w promocji :D
Buziaki :*
Sylv
To, że nieodpłatnie otrzymałam kosmetyk do testów nie miało wpływu na moją ocenę :) Etykiety: recenzja